15 lutego, piątek, Luksor
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
Budzę się o 5. Budzę „Moją Żonę Kochaną”. O 5:10 telefon z recepcji. No pech, byłem pierwszy ;) 5:30 śniadanie. Wybór duży, i na zimno, i na ciepło. Nie ma powodów narzekać. Solidnie posileni opuszczamy statek, wsiadamy do autobusu i ruszamy na zwiedzanie zachodniego wybrzeża – Teb Zachodnich. W planach TUIowej wycieczki Kolosy Memnona, Dolina Królów i Deir el Bahari. Po ok. 30 minutach dojeżdżamy do Kolosów Memnona a właściwie posągów Amenhotepa III. Z bliska naprawdę robią kolosalne wrażenie. Aż dziw człowieka bierze, że tylko tyle zostało z naprawdę potężnej świątyni. Cóż więcej o tym miejscu, kolejna porcja namolnych sprzedawców (kupujemy za dolara rozkładaną mapkę Nilu, ponoć tylko tu dostępna wersja PL) i wyraźnie widoczne efekty prac wykopaliskowych na jej terenie. Wkrótce pewnie będzie można się poszwendać pomiędzy efektami prac archeologów. Dodatkowo nad głową mamy startujące nieopodal balony.
Budzę się o 5. Budzę „Moją Żonę Kochaną”. O 5:10 telefon z recepcji. No pech, byłem pierwszy ;) 5:30 śniadanie. Wybór duży, i na zimno, i na ciepło. Nie ma powodów narzekać. Solidnie posileni opuszczamy statek, wsiadamy do autobusu i ruszamy na zwiedzanie zachodniego wybrzeża – Teb Zachodnich. W planach TUIowej wycieczki Kolosy Memnona, Dolina Królów i Deir el Bahari. Po ok. 30 minutach dojeżdżamy do Kolosów Memnona a właściwie posągów Amenhotepa III. Z bliska naprawdę robią kolosalne wrażenie. Aż dziw człowieka bierze, że tylko tyle zostało z naprawdę potężnej świątyni. Cóż więcej o tym miejscu, kolejna porcja namolnych sprzedawców (kupujemy za dolara rozkładaną mapkę Nilu, ponoć tylko tu dostępna wersja PL) i wyraźnie widoczne efekty prac wykopaliskowych na jej terenie. Wkrótce pewnie będzie można się poszwendać pomiędzy efektami prac archeologów. Dodatkowo nad głową mamy startujące nieopodal balony.
Po 20 minutowym postoju ruszamy do
Doliny Królów.
Po drodze mijamy widoczne z autokaru (i przynajmniej
u mnie pobudzające mocno apetyt na więcej) ruiny Medinat Habu,
Ramesseum i Grobowce Dostojników. Po niedługiej chwili dojeżdżamy,
Ashraf informuje o zakazie robienia zdjęć i filmowania, dostajemy
bilety i ruszamy na zwiedzanie. My pokornie zostawiliśmy sprzęt
foto-video w autobusie, jak się okazało na miejscu nie jest to
powszechne, bo widać było sporo osób próbujących kombinować.
Niestety, wielu pośród nich rodaków. Bilet z pakietu oferuje
możliwość wstępu do 3 grobowców, grobowiec Tutenchamona i
łączony Ramzesa V i VI płatne extra, odpowiednio 100 i 60 LE.
Otwartych ok. 10 grobowców. Ashraf zaczął z grupą od grobowca Ramzesa IV oznaczonego KV2. Jako
egipscy debiutanci poszliśmy za wszystkimi. Spoko, nie było źle poza dużą ilością ludzi. Po wyjściu Ashraf zaoferował, że
odpowie jeśli ktoś ma jakieś pytania. No i się zaczęła
pogaducha. Dla osób, które kiedykolwiek przeczytały choćby jakiś
dobry przewodnik o Egipcie raczej strata czasu. Dodatkowo pytania w
stylu czy Nil zalewał Dolinę Królów potrafią złamać
najtwardszego.... Ciekawe co też pomyślał sobie nasz przewodnik,
który w drodze na miejsce co najmniej 2 razy powtarzał, że dolina
została wybrana na miejsce pochówku królów, m.in. ze względu na
odosobnienie i wyjątkowo suchy klimat ;-)). My, ponieważ dość
sporo czytaliśmy i oglądaliśmy na temat Starożytnego Egiptu, dość
szybko się znudziliśmy i postanowiliśmy udać się na samodzielne
zwiedzanie. Na celownik wzięliśmy Merenptaha (KV8) i Tausert &
Setnaht (KV14). Oba są bardzo ciekawe i na pewno warto je zobaczyć.
Merenptaha nie polecałbym tylko osobom mającym problemy z
chodzeniem, jest naprawdę stromo i szczególnie powrót może być
dla takich osób utrudniony. Dodatkowo obecnie ograniczone jest
zwiedzanie komory z sarkofagiem ze względu na prace renowacyjne. Z
trzech obejrzanych grobowców największe wrażenie zrobił na nas
ten ostatni. Poza wartościami artystycznymi czy architektonicznymi
było w nim przede wszystkim spokojnie ze względu na niewielką
liczbę osób odwiedzających. Zauważyliśmy, że przewodnicy
doprowadzają grupy do miejsca, w którym znajduje się grób
Tutenchamona i turyści w zdecydowanej większości skupiają się w
tej okolicy. Wszystkim polecam więc oddalać się od głównej grupy
i iść do interesujących nas grobowców. My w Grobowcu Tausert i
Setnachta byliśmy jednymi z kilku osób zwiedzających. Daliśmy się
poprowadzić znalezionemu wewnątrz Egipcjaninowi, który latarką
podświetlał nam co ciekawsze zdobienia i całkiem znośną
angielszczyzną informował co akurat widzimy. Pozwolił nawet wsadzić głowy do wnętrza sarkofagu. Dolarowy bakszysz
zdecydowanie poprawił mu humor :) Zdjęcia z grobowców i wiele
innych cennych informacji znajdujemy na stronie
www.thebanmappingproject.com. Po Dolinie Królów przyszedł czas na
Deir el Bahari czyli miejsce w którym znajduje się m. in Świątynia
Hatszepsut.
Zabytek nie zrobił na mnie jakiegoś powalającego
wrażenia, z trzech zwiedzanych programowo tego dnia miejsc
najmniejsze. Owszem, jest w niej co zobaczyć a biorąc pod uwagę
„polską historię” każdy rodak powinien tam być. Jednak mi
zbyt w oczy rzucało się, że to jednak odtworzenie. Dlatego też
zadowolony jestem, że zobaczyłem, ale ochoty wracać nie mam.
Dodatkowo może wpływ na to ma fakt, że pomimo wczesnych godzin
popołudniowych temperatura mocno dawała się już we znaki.
Zwiedzanie Teb zachodnich zakończyliśmy ok 12. W drodze powrotnej
na statek półgodzinna wizyta w instytucie papirusu, wykorzystana
przeze mnie do zakupu napojów w pobliskim egipskim spożywczaku. W
samym instytucie krótki pokaz wytwarzania papirusu i spacer po sali
wystawienniczej. Niektóre z wystawionych na sprzedaż papirusów
zwalały z nóg, nie tylko wyglądem ale i ceną, która sięgała
ponad 2000LE. Z drugiej strony wzory impresjonistyczne czy też
współczesne u nas wywołały jedynie uśmiech na twarzy, bo co tu
dużo opowiadać – wyglądały komicznie. My zakupiliśmy całkiem
sympatyczny papirus przedstawiający drzewo życia i dwa kartusze z
naszymi imionami, koszt po rabacie w przeliczeniu 26$. Opuszczamy
instytut, po drodze jeszcze wizyta w aptece (ktoś prosił, bez związku z zemstą) i w
kantorze. Powrót na statek, obiad a za oknem oddalająca się
Świątynia Luksorska, ruszyliśmy bowiem w stronę Esny.
Po obiedzie
idziemy na pokład słoneczny. Słońce świetnie grzeje, można się
poopalać. Co prawda chłodny lekki wiaterek mógł nieco
przeszkadzać, było jednak całkiem przyjemnie. Sielanka nie trwała
zbyt długo, po nieco ponad godzinie się zachmurzyło, trzeba było
wrzucić coś cieplejszego a ostatecznie po popołudniowej herbatce
daliśmy dyla do kabiny gdzie temperatura była dużo bardziej
znośna.
Ja zacząłem spisywać wrażenia, Gośka czytała a razem
zerkaliśmy na przewijający się krajobraz. O 19 zapowiedziane
poprzedniego dnia przez Ashrafa Cocktail Party, darmowe softdrinki i
przedstawienie załogi naszego statku. Kolacja. Po kolacji wracamy do
kabiny odsypiać zmęczenie, jeszcze przez chwile dobiegają do nas
głośne, momentami bardzo głośne, przyśpiewki polskich
współtowarzyszy podróży na temat Legii i białoczerwonych, prawie
jak w domu ;-).
Może i lepszy blog, bo to co napiszę na forum pewnie wywołałoby niezłą burzę ;->
OdpowiedzUsuńTUI ze względu na cenę było w pewnym momencie prawie 'elitarne' (tygodniowy rejs kosztował chyba więcej niż dwa tygodnie pobytu z innym biurem). Jak wspominam swój wyjazd sprzed sześciu lat, to teraz przecieram oczy ze zdumienia. Wtedy było 14 osób, NORMALNYCH pod każdym względem, nie było żadnych kłótni o kasę (fakt, mniejszą, napiwki wtedy 17€), do Abu Simbel Ashraf proponował nawet SAMOLOT ('tylko' dwa razy drożej ;) żadnych biesiad, przyśpiewek i knajpianych zwyczajów, pełna kultura (i zainteresowanie!) wycieczkowiczów na każdym kroku... Skoro teraz TUI spuściło z tonu, to z kim jeździć żeby nie trafić na takie towarzystwo? ;/
Nie ma gwarancji, że przy jakimś wyjeździe znowu się nie trafi na grupę najlepszych sprzedawców, klientów, co tam jeszcze... Leciałam do Maroka z takimi - 'tankowanie' rozpoczęli już na pokładzie samolotu... ech.
I.
Najlepiej wyjeżdżać samemu, masz gwarancję że spędzisz urlop w kulturalnym towarzystwie.Teraz nawet wysoka cena nie gwarantuje kultury jak sześć lat temu.Tylko "NORMALNI"=bogaci=kulturalni mogli sobie pozwolić na taki wyjazd.Trudne czasy nastały, ale pobyt sam na sam gwarantuje obcowanie z wysoką kulturą.
UsuńTu niestety było podobnie. Imprezki alkoholowe były prawie codziennie do późnych godzin nocnych. Nie wszyscy z tamtej grupy ale jednak znaczna część skupiała się bardzo na imprezowaniu. Bardzo prawdopodobne, że pojęcie "gwarantowany termin wycieczki" wiąże się z tym, że TUI ma jakieś planowane grupowe wyjazdy w tym terminie. I następnym razem chyba zaryzykuję i wybiorę termin niegwarantowany. Ja mimo wszystko wolałbym zdecydowanie zwiedzanie w mniejszej grupie. Kończę obrabiać dzień kolejny ;)
OdpowiedzUsuń