20 lutego, środa, Luksor
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
Standard na
tej wycieczce z mojej strony – pobudka przed świtem, statyw,
aparat, pokład słoneczny. Tym razem uzbrajam się jeszcze w
dodatkowy podkoszulek i czapkę. Cel na dziś wschód słońca nad
Świątynią Luksorską i balony nad Zachodnimi Tebami. Po drodze na
pokład mijam sporą grupkę baloniarzy, którzy po chwili łódką
popłynęli na drugi brzeg. Mają dodatkową atrakcję :) Efekt
fotograficzny poranka zadowalający choć nie idealny. W okolicach
świtu miejscowi zaczęli na poważnie wypalać trawy i widok balonów
zaczął przesłaniać spory dym.
Dzisiejsza zbiórka zaplanowana na 8.45, w programie Karnak i Świątynia Luksorska. Po krótkiej
jeździe autokarem ok. 9 docieramy do świątyni. Z moich ust
wydobyło się tylko krótkie ŁAŁ... Ogrom tego miejsca poraża.
Ashraf oprowadza nas po najciekawszych miejscach, udziela niezbędnych
informacji. Trwa to wszystko ok. 30 do 45 minut. Po zaliczeniu
obowiązkowych punktów Ashraf daje nam czas wolny. Święcie
przekonani, że Luksorska będzie po obiedzie liczymy na czas co
najmniej do 12. Ashraf oświadcza jednak, ze czas wolny mamy do 11, a
pod presją imprezowiczów, którzy konkretnie zabalowali
poprzedniego wieczoru, skraca go do 10.45. Zgrzytam zębami, ale już
wiem, że na 100% wrócę ponownie na taki rejs a wtedy zwiedzanie
zorganizujemy sobie wg własnego programu :D. Czas szybko ucieka, nie
ma szansy przyjrzeć się wszystkiemu czemu by się chciało. Dajemy
radę w miarę dokładnie obadać fragment Okręgu Amona skupiony na
linii od wejścia do Świątyni Totmesa III, zahaczamy o Święte
Jezioro i Skarabeusza, udajemy się kawałek w stronę wyjścia do
Okręgu Mut, zaglądamy z zewnątrz do Muzeum pod gołym niebem,
robimy obowiązkowe zdjęcia i czas opuszczać teren Karnaku. Szkoda.
Z Karnaku ruszamy autobusem do Świątyni Luksorskiej. Przed nami
równie wspaniała budowla, jednak przytłoczeni ogromem Karnaku
jesteśmy nieco rozczarowani... naszym zdaniem błąd leży w
organizowaniu zwiedzania wschodniego Luksoru. Moim skromnym zdaniem
na pierwszy ogień powinna iść Luksorska a dopiero potem Karnak.
Mimo wszystko Świątynia zbudowana przez Amenhotepa III również
robi na zwiedzających mocne pozytywne wrażenia.
Już jej położenie
obok nabrzeża Nilu, w centrum miasta przy ruchliwej ulicy jest
swoistą ciekawostką. Jeszcze obowiązkowa Aleja Sfinksów. Widać,
że trwają pracę renowacyjne, podobną chcą przed 2020 odbudować
całą od Karnaku do Luksorskiej. O ile nie wezmą jej w posiadanie
tutejsi handlarze będzie fantastyczny deptak, chyba najfajniejszy na
świecie ;)
Przy wejściu do Świątyni można za darmo otrzymać
książeczki o Islamie, Mahomecie, terroryzmie w różnych językach.
Spora kolekcja po polsku. Jak dla mnie punkt agitacyjny. Po
opuszczeniu Świątyni Luksorskiej większość grupy wraca pieszo na
statek – cumujemy tuż obok, a chętni mogą wybrać się do
perfumerii. Gosia chce więc jadę za nią. Na miejscu, pomimo że
osobiście uważam swoją znajomość angielskiego za lekko powyżej
komunikatywnej zostaję wyznaczony tłumaczem grupy. (No, po prostu
wzór skromności :-D) Nieśmiało protestuję ale ulegam sile
damskich argumentów :P Gospodarz prezentuje esencje zapachowe, esencje
medycznych olejków eterycznych, opowiada o ich produkcji,
zastosowaniach i sposobach użycia. Prezentuje również szklane
pojemniki na te produkty. Na koniec przedstawia ofertę handlową
18€/24$ za 25ml, 300ml za 75€. Dostępne również pojemności pośrednie. Bez targowania. Dodatkowo bonusy,
przy zakupie 3 porcji czwarta gratis, przy zakupie 4 dwie porcje
gratis. W tym miejscu nasz egipski gospodarz zapoznał się z polską
pomysłowością, gdyż bardzo szybko grupka osób zaczęła
kombinować i próbować organizować zakupy grupowe w 6 osób.
Groupon made in Poland w Egipcie po raz kolejny. Koleś się zorientował, zapytał
mnie czy dobrze się domyśla i zdecydowanie nie był zadowolony. My
z najlepszą z żon dość szybko dogadaliśmy się z siedzącą obok
nas panią, wybraliśmy po 3 produkty w najmniejszych porcjach i
sfinalizowaliśmy transakcję. Grupa zakupowa nie powstała, tak więc
tylko 2 osoby z grupy 10 dokonały zakupu.
Wracamy na
obiad, szybko się posilamy i ruszamy na podbój muzeów. Wychodzimy
ze statku, ruszamy w stronę Winter Palace, żeby wymienić dolary na
funty na uregulowanie hotelowych rachunków i bilety wstępu do
muzeów. U T. Cooka dobry kurs 6,72LE za 1$, identyczny jak w
dzień przylotu. U sprzedawców, taksiarzy, łódkowiczów i wszędzie indziej kurs przeliczenia
6,5LE za dolara. Zawracamy z powrotem w stronę statku, mijamy go, od
Muzeum Mumifikacji dzieli nas może 150-200m. Niestety docieramy do
niego tuż po 14.... zamknięte. No cóż, do listy powodów powrotu
do Egiptu dopisujemy kolejny punkt ;) Idziemy dalej, co chwilę
słyszymy nawoływania miejscowych – caleche, taxi, boat. Wszystkim
grzecznie odmawiamy tłumacząc, że dziś chodzimy pieszo. W miejscu
gdzie zaczyna się zablokowana dla ruchu pojazdów część Corniche
wyrasta przed nami ogrodzenie. Jak tu dalej iść, stoimy nieco
zakłopotani, w niespełna minutę pojawia się chłopak w wieku ok.
17 lat. Wypytuje nas co i jak, czego szukamy, gdzie idziemy czy mamy
ochotę na rejs pięciogwiazdkową łódką :D Mówimy, że idziemy
do Muzeum, on odpowiada, że nas zaprowadzi. No niech będzie,
idziemy. Droga ciekawa, tego się nie spodziewaliśmy, raz dołem,
raz górą, raz przez płotek. W końcu docieramy na miejsce, kupujemy
bilety (80LE za osobę), trafiamy do sali multimedialnej, gdzie leci
w pętli film o historii luksorskiego przybytku kultury. Po
obejrzeniu udajemy się do sal wystawienniczych. Z moich ust wydobywa
się drugie już tego dnia ŁAŁ. Już przy wejściu wiem, że warto
było się tu wybrać. Eksponatów całkiem sporo, niektóre naprawdę
wartościowe i piękne. Posągi ustawione w taki sposób, że można
je obejść wokoło i nawet dotknąć. Nie będę opowiadał szczegółów,
bo informacje można znaleźć w sieci, napiszę tylko, że warto
poświęcić czas temu muzeum, m. in dla takiego widoku
Zwiedzanie zajęło nam coś między
1,5 a 2h. Wychodząc odwiedzamy muzealny sklepik bo rzuciły nam się
w oczy fajne pocztówki. W czasie rozmowy ze sprzedawcą wydaje się,
że jesteśmy z Polski. Ten odpowiada, że w Krakowie ma bardzo dobrych przyjaciół.
Po chwili zauważa na mojej ręce Timexa Expedition i składa ofertę
kupna. Odmawiam, informując, że to prezent. Po chwili pyta nas
jakie mamy telefony i po odpowiedzi również składa ofertę ich
zakupu, może nawet po nie przyjechać na statek. Nie zraża go, że
to kilkuletnie SE, mówi, że tu w Egipcie sama kiepska chińszczyzna
:) Kupujemy pocztówki i zwijamy się bo odnoszę wrażenie, że za
chwilę będzie chciał kupić nasze ubrania. Przy wyjściu mówię
do Gośki, że będzie na nas czekał chłopak, który nas tu
przyprowadził. Długo nie trzeba czekać gdy pojawia się obok nas i
wypytuje czy się podobało i czy jednak nie zmienimy zdania co do
przejażdżki motorówką - very cheap słyszę. Odpowiadam, że
raczej nie, a on usilnie prosi żebyśmy zobaczyli jego luksusową
***** łódkę. No dobra, idziemy na nabrzeże i ku mojemu zdziwieniu
widzę najlepszą łódkę z tych jakich używałem podczas tego
pobytu – ławeczki przykryte poduszkami, co kawałek leży
podłokietnik i grube poduchy o które można się oprzeć, łódź
przystrojona a wszystko niesamowicie czyste. Czysty pokład,
czyściutkie siedziska, koce i poduszki. Po doświadczeniach tego
pobytu z tym środkiem transportu mówię sobie, że popłyniemy i
nawet nie będę się mocno targował. Chłopak oferuje popłynięcie
na Banana Island oraz na Zachodni Brzeg, mówi, że jest tam dziś
targ wielbłądów i może nas zaprowadzić i wszystko pokazać. Dość
długo schodzi mi z wymuszeniem podania ceny, ciągle słyszę very
cheap ale kwoty nie słyszę. Uprzedzony o konieczności
wcześniejszego ustalenia opłaty usilnie dopytuję się o
cenę. Pada kwota 60LE za nas oboje, ja mając w pamięci ile płacę
za rejsy statkiem w Kazimierzu Dolnym z masą turystów karmiących
srające wokoło mewy, nie mam serca się targować za zaoferowany
luksus zbyt mocno ;), mówię 50LE i osiągamy zgodę. Podaję nazwę
naszego statku i płyniemy, podczas rejsiku słyszymy jak to jest
słabo, mało turystów, że ciężko a konkurencja spora. Kapitan
Barack, bo tak się przedstawił, ponawia propozycję pokazania nam
wspaniałych miejsc. Odpowiadam, że chcemy po prostu wrócić na
statek (unikniemy w ten sposób nagabywań na ulicy) a jesteśmy
zmęczeni. OK, płyniemy po Nilu, chłopak mimo wszystko stara się
jak może przedłużyć rejs i jednak coś nam pokazać. Po ok. 20 - 30
min. dobijamy do pomostu tuż obok Crown Empress. Super, do umówionej
ceny dokładam 2 dolary bakszyszu, nie zbiednieję od tego a chłopak
był bardzo szczęśliwy. Łódka Sisi Paradise, kapitan Barack. Polecam z czystym sumieniem. Wracamy na statek, na chwilę lądujemy na
pokładzie słonecznym, próbuję fotografować zachód słońca i
nie powiem, jestem bardzo zadowolony z efektu.
W końcu idziemy do
kabiny - czas rozpocząć pakowanie, jutro wracamy do domu...
Na kolacji
okazuje się, że opinie odnośnie wyprawy dorożkami mocno
podzielone, jedni zadowoleni inni zdecydowanie nie. Dwóch chłopaków
próbowało pójść naszym śladem do muzeum, doszli do M.
Mumifikacji i wrócili nie radząc sobie z namolnością tubylców.
Podczas kolacji Ashraf i pilotka selgrosowej grupy dostają od
polskich turystów torty w kształcie serc. Ashraf w szoku, nie chce
pozować do zdjęć obok pilotki i trzymając wspólnie serce. W
końcu ulega, jego koledzy przewodnicy robią mu zdjęcia komórkami
i mówią, że wyślą żonie. Ashraf jest totalnie onieśmielony i
skrępowany :)
Po posiłku
wracamy do kabiny kończyć pakowanie. Na 21 zaplanowano zebranie
pożegnalne z Ashrafem, wraca do domu do Aleksandrii na urlop,
opuszcza statek jeszcze przed nami bo samolot ma bardzo wcześnie. O
21.30 wieczór z tańcem brzucha. Idziemy. Na początku pojawia się
tańczący derwisz. Fantastyczny pokaz, facet kręcił się dokładnie
14 min. Jak ogarnę to wrzucę filmik na YT. Po nim przyszedł czas
na taniec brzucha. Po chwili pojawia się kobieta w całkiem kusym
stroju. Problem w tym, że ma minimum kilkunastokilogramową
nadwagę.... IMO żenujący show, niektórzy Niemcy (chyba mocno napaleni na jak to mówił Ashraf "dobrą laska") w wieku mocno
emerytalnym o mało nie pomdleli, bynajmniej nie z zachwytu.
Kończy się
nasz ostatni wieczór, wyskakuję jeszcze na pokład próbując
złapać podświetlone Teby Zachodnie. Coś tam się udaje.
Idziemy
spać, wcześnie rano pożegnanie z Nilem i Egiptem :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz