czwartek, 26 grudnia 2013

Grecja 2013... Hotel Gaia Village - Tigaki - Kos cz. 2

Jako że to miała być próba generalna przed całkowicie samodzielnymi wyprawami na greckie wyspy zwiedzanie Kosu postanowiliśmy zorganizować w 100% na własną rękę, korzystając wyłącznie z pomocy środków transportu publicznego i lokalnych biur wycieczkowych. Patrząc z perspektywy czasu wydaje mi się, że udało nam się zobaczyć maksymalnie dużo nie ponosząc przy tym zbytnich kosztów. Przy planowaniu wspomagaliśmy się przede wszystkim informacjami znalezionymi w sieci, szczególnie pomocny dla samodzielnego organizowania czasu i wyszukiwania atrakcji okazuje się portal Tripadvisor. Strony o wyspie Kos:
http://www.kosisland.gr/ http://www.kosinfo.gr/ www.kos.gr/
Poniżej opisy wycieczek najlepszej z żon ;)

W poszukiwaniu flamingów czyli droga do Marmari.
Dzień po przyjeździe zdecydowaliśmy się na rowerową wycieczkę wzdłuż wybrzeża w kierunku Marmari. (wypożyczenie rowerów 5 - 10€ za dzień z dostawą do hotelu, przy dłuższym wypożyczeniu rabaty) Po drodze mieliśmy minąć słone jezioro, w którym - jak wynikało z informacji i zdjęć znalezionych w sieci - żerują flamingi. No cóż, najpierw pojechaliśmy wzdłuż jeziora od strony morza - brak flamingów, później zawróciliśmy i pojechaliśmy przez całą jego długość od strony lądu - flamingów ewidentnie brak – może pora nie ta. Trudno - były jakieś inne ptaki małe i duże, potrafiłam rozpoznać czaplę i mewę. Samo jezioro też warte zobaczenia nawet jeśli nie brodzą w nim różowe flamingi.
Droga wzdłuż wybrzeża całkiem w porządku, może to nie asfaltowa ścieżka rowerowa ale jej pokonanie nie było dla nas problemem. Schody zaczęły się kiedy chcieliśmy dostać się na plażę w okolicach Marmari. Troszkę pobłądziliśmy - prawie wjechaliśmy w stado owiec i przeciągnęliśmy rowerki po wydmach kawałeczek :-)) ale w końcu trafiliśmy gdzie chcieliśmy. Nie wiem czy to urok tego miejsca, czy akurat taka była pogoda ale mocno wiał wiatr od morza z czego, z resztą, korzystali miłośnicy deski z żaglem. Morze konkretnie bujało i fale lepsze niż na Bałtyku. Plaża w Marmari z bardzo przyjemnym drobnym piaskiem.
Z plaży zeszliśmy dopiero, gdy wiatr prawie nam ręczniki piachem zasypał. Do hotelu wróciliśmy gładziutką asfaltówką - było z górki więc sama przyjemność. Sporo osób decydowało się na wycieczki rowerowe po okolicy, pewnie dlatego że w czerwcu upały aż tak nie dają się we znaki. Kos jest stworzona do turystyki rowerowej, całe północne i wschodnie wybrzeże od miasta Kos po Mastichari można bardzo łatwo zjeździć na rowerach. Drogi płaskie i utwardzone. A przejażdżka wzdłuż wybrzeża trasą od Kosu po Tigaki fantastyczna.

Rejs na trzy wyspy

Wykupiona przez nas wycieczka obejmowała rejs statkiem na trzy wyspy - Kalymnos, Plati i Pserimos. Główną atrakcją takich wycieczek jest "plażowanie" na pokładzie statku mknącego po morskich falach i snurkowanie w przejrzystej wodzie. Statki pływające na tej trasie to całkiem wygodne łódeczki z miejscami do leżenia (i opalania) na materacykach. O 9 rano odbiera nas z Tigaki autokar lokalnego biura, o 9.30 wypływamy.
Po drodze mieliśmy 3 postoje. Pierwszy przy niezamieszkałej wysepce Plati. Rzucamy kotwicę i chętni moga zeskoczyć z łajby wprost do błękitnego morza. Świetne miejsce do popływania i snurkowania. Po ok. 4o minutowym postoju udajemy się ku drugiemu przystankowi. Około południa przybijamy na Kalymnos w głównym porcie i jednocześnie stolicy wyspy - Pothii. Kalymnos znana jest przede wszystkim z produkcji naturalnych gąbek. Niestety po jakiejś epidemii z lat osiemdziesiątych, która zdziesiątkowała populację tych stworzeń obecnie przemysł gąbkowy jest symboliczny. Zainteresowani mogli zwiedzić „fabrykę i muzeum gąbek” (według mnie to raczej sklep z gąbkami). Czasu na lądzie było tyle żeby zjeść lody i napić się czegoś zimnego. My skrupulatnie wykorzystaliśmy dany nam czas na ochłodzenie się dużymi porcjami lodów, zimnym Mythosem i wyciskanym na miejscu sokiem z pomarańczy.
Ostatni przystanek to spokojna zatoka na wyspie Pserimos. Kilka stoisk z pamiątkami, 2 tawerny i spokojniutka plaża. Wysepka nie tknięta póki co turystyczną komerchą.

Osobiście wolę ciepło niż zimno, a upały nie dają mi się aż tak we znaki, ale całodzienne opalanie solidnie mnie wygrzało. Po powrocie do hotelu z radością powitałam chłodny powiew klimatyzacji :-). Rejsik bardzo przyjemny jednakże wymaga sporej odporności na słońce ;) W drugiej połowie czerwca dogrzało nas konkretnie i mocno się spiekliśmy, nie chcę sobie nawet wyobrażać jak to wygląda w lipcu czy w sierpniu. Na szczęście dobrze zabezpieczyliśmy się filtrami i obyło się bez oparzeń. Wycieczkę szczerze polecam. W kolejnym wpisie opis zwiedzania miasta Kos i rejsu na wulkaniczny Nisyros.

2 komentarze:

  1. My też zrobiliśmy sobie spacer w poszukiwaniu flamingów, i niestety nie udało nam się ich spotkać :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo te flamingi to chyba taki chłyt matekingdody ;) Chociaż nie, jeden kolega w tamtym roku jesienią widział kilka.

      Usuń