wtorek, 26 lutego 2013

Pourlopowe ogarnięcie

Minęła 5 noc w Polsce po powrocie z Egiptu. Ostatecznie rozpakowani i oprani. Powoli mija przyjazdowa depresja, tęsknota za powrotem do tego kraju jednak rośnie. Nie wiem dlaczego tak jest ale prawdą okazuje się to co czytaliśmy o Egipcie przed wyjazdem - kto tam raz pojedzie będzie chciał wrócić. Bogactwo zabytków i możliwość bezpośredniego kontaktu z odległą historią urzeknie każdego. Tak jak nas kiedyś urzekł ten klip:

Dziś z Luksoru nadeszły smutne wieści o katastrofie balonu. Potwierdziło się, że baloniarstwo to, mimo wszystkich zabezpieczeń, sport ekstremalny i jak każda tego rodzaju aktywność wiąże się z ryzykiem. I tym razem ryzyko to dało boleśnie się odczuć. Łączymy się w bólu z rodzinami ofiar [']

Mimo tych smutnych wiadomości i przedstawianej w naszych mediach w nieco przerysowany sposób sytuacji w Egipcie uważam, że nie ma co rezygnować z wyjazdów na tym kierunku. O ile zachowamy podstawowe zasady bezpieczeństwa (analogicznie jak w przypadku wypoczynku w miastach europejskich) - będziemy unikać sportów ekstremalnych, nie będziemy zapuszczać się w złe dzielnice czy po zmroku oddalać się od rewirów turystycznych - nic złego nie powinno nas spotkać. My na pewno będziemy się starali ponownie powrócić do tego pięknego kraju...

niedziela, 24 lutego 2013

Rejs po Nilu, podsumowanie

Na koniec troszkę wrażeń ogólnych i statystyki.
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)

Jedzenie

Jak dla mnie było OK. Było się czym najeść, smacznie i zdrowo. Dużo owoców i warzyw - świeżych, na ciepło, w sałatkach. Mięsa OK, różnorodne, było wszystko, co powinno wg mnie być w Egipcie - wołowina, baranina, kurczak, indyk i kaczka. Ryby i owoce morza. Pewne rzeczy bardzo mi smakowały, z innymi moja przygoda zakończyła się po małym kęsie. Jak w życiu. Braków czy kryzysu w bufecie moim zdaniem widać nie było. Wybór produktów i potraw na śniadanie, obiad i kolację moim zdaniem w zupełności wystarczający. Do każdego posiłku: wybór sałatek warzywnych i przynajmniej jedna sałatka owocowa oraz warzywa solo do samodzielnego skomponowania sałatki (pomidor, ogórek, cebula, papryka, kapusty biała i czerwona, oliwki, marchewka, itp.), miejscowe pieczywo – głównie małe bułeczki i chleb taki jak u nas gryzka. Dla wegetarian (i nie tylko) do każdego posiłku podawano „warzywne mixy” w sosach lub gotowane na parze, fasolkę i lentil w sosach. Na śniadania serwowano: parówki z wody lub w sosie warzywnym, jajka na twardo, omlet lub jajecznicę, wybór twarogów, serów żółtych, płatków z mlekiem. Wędliny takiej jak w naszym kraju nie zauważyłam, chociaż coś na kształt mortadeli było podawane do śniadania, tak więc osoby które muszą zjeść z rana kanapkę z „wędlinką” będą w kłopocie. Wędliny i sery były całkiem OK. Nie wiem skąd ta mortadela.... Ja zajadałam się twarogiem z pomidorami i serem białym podobnym do fety. Na obiad podawano: przystawki zimne (nic poza marynowanymi burakami i grilowanym bakłażanem nie utkwiło mi w pamięci), dwie zupy do wyboru (zupa krem i coś na kształt rosołu), zawsze było coś pieczonego, duszonego i grilowanego (drób / wołowina / ryby), ryż, ziemniaki lub pataty, poza tym wybór makaronów z pastami. Po obiedzie deser - ciasta, słodkie ciasteczka lub owoce: guawa (mi nie zasmakowała, wolę naszą swojską gruszkę), małe zielone banany (ku naszemu zdumieniu dojrzałe i bardzo smaczne), pomarańcze (miodzio - słodziutkie, soczyste, cieniuśka skórka) i mandarynki (zdecydowanie najgorsze, ewidentnie przejrzałe, suche i bez smaku). Na kolacje: warzywa do wyboru surowe i „przerobione”, mięsko pieczone i duszone, ziemniaki, fasola, ryż do wyboru do koloru. Dania kolacyjne były co do zasady bardzo podobne do obiadowych. Mniej więcej analogiczne zestawy potraw i sposobów przyrządzania.

Potrawy wydawały się być przygotowane i doprawione pod europejczyków. Z dań które były serwowane jako typowo egipskie mi zasmakował najbardziej lentil po egipsku czy też na sposób egipski (danie podawane na ciepło – soczewica w pomidorach doprawiona oregano) i małe ciasteczka / bułeczki na słodko.

Napitki czyli statkowe All Inclusive

Jak ktoś jest zainteresowany częstym alkoholizowaniem się to AI jest obowiązkowe. Jak ktoś tak jak my alkoholu używał sporadycznie AI to raczej zmarnowane pieniądze, które można w Egipcie wydać na fajniejsze rzeczy. Praktycznie się nie ograniczając - codziennie lampka wina do obiadów i kolacji, rzadziej inny napój, prawie codziennie 1 lub 2 Sakary dla mnie a jakieś soki i napoje w barze dla Gośki, 2 krótkie wieczory w lounge barze z softdrinkami lub soczkonapojami, jednorazowe spożycie "drinka" - rachunek jaki naliczono mi na koniec pobytu za nas oboje to ok. 1200LE. Czyli łącznie ok. 180$. Dopłata do all inclusive podczas zakupu wycieczki to 420zł, na miejscu 16€ za dzień czyli 100€ za tydzień od osoby. Moim zdaniem AI zupełnie się nie kalkuluje i następnym razem też raczej nie będziemy z niego korzystać, chyba, że trafimy na jakieś nieziemskie upały. Oprócz powyższego podczas wyjść na wycieczki kupiliśmy 2 litrowe mirindy, 2 litrowe soki pomarańczowe, 1,5l wody i 4 małe soki z guavy. Ceny napitków na statku:
drinki alkoholowe - 60LE
softdrinki - 30LE
soki, napoje, zimna karkade - 9-12LE
kawa, herbata - 10LE
Sakara - 40LE
lampka wina - 35LE

Statek

***** Deluxe, duży, w całkiem dobrym stanie, deluxe raczej dyskusyjne w naszym rozumieniu tego słowa. Czyściutko, bardzo dobra obsługa, zarówno dbająca o czystość jak i  kucharsko - kelnerska. Nie ma się do czego przyczepić, na każdym kroku widoczna dbałość o turystę. Na pewno lepszy od standardowo znajdującego się w ofercie TUI. Na statku towarzystwo międzynarodowe, oprócz nas grupami Niemcy, Holendrzy, Finowie, Koreańczycy, indywidualnie Węgrzy i przedstawiciele arabskiej Afryki. Na statku salon SPA z sauną, łaźnią i masażami - sauna 55LE za 30min. Basenik na pokładzie słonecznym. Baaardzo dużo leżaków. Internet wi-fi jest dostępny na całym statku za dodatkowo odpłatnością - 25LE za 30min, 75LE za 24h, 150LE za 72h.
Statek należący do firmy Travcotels organizatora rejsów po Nilu, będącej częścią egipskiego biura podróży Travco. Jest to egipski partner TUI zapewniający pełną obsługę turystów ze wszystkich krajów przyjeżdżających do Egiptu za pośrednictwem lokalnych biur TUI. Za pośrednictwem Travco można zorganizować sobie indywidualny wypoczynek na rejsie po Nilu ;)

Kontakty handlowe :-)


W czasie naszej podróży przez Egipt nie zdarzyło mi się spotkać z jakimikolwiek objawami wrogości, niechęci czy agresji ze strony miejscowych. Handlarze, dorożkarze, właściciele łódek byli uprzejmi, oczywiście pomijam cały „szoł” odstawiany przez nich by złapać turystę i zarobić, co dla niektórych mniej asertywnych osób mogło być męczące i zniechęcające. Po pierwszym dniu naszej wycieczki zorientowałam się, że znacznie łatwiej jest mi się poruszać jeżeli „uczepię się” mego szanownego małżonka (jestem pomijana przy nagabywaniu i mogę obejrzeć towary na straganach, co prawda z daleka, ale zawsze), wtedy handlujący jeśli już coś chcieli uzyskać skupiali się prawie wyłącznie na nim ;-). Ciekawa sytuacja zdarzyła się na asuańskim suku, kiedy Tomek chciał kupić ręczniki, sprzedawca zaproponował nam karkade. Ja odpowiedziałam grzecznie - Nie, dziękuję, Tomek – Tak, proszę. Sprzedawca tylko rzucił na mnie okiem i oczywiście dostałam szklaneczkę napoju do wypicia. To tyle jeśli chodzi o miejsce kobiet w islamie i branie pod uwagę ich zdania :-). Co kraj to obyczaj, i skoro wybrałam się w podróż do islamskiego kraju to nie ma co narzekać, tylko trzeba starać się dostosować do sytuacji. Nie było źle. Z każdym kolejnym dniem procentowało nabywane na bieżąco doświadczenie w kontaktach z miejscowymi. Mimo wszystko przed wyjazdem radzę poćwiczyć wymowę "Nie, dziękuję" w kilku językach ;)

Koszty

Rezerwacja robiona dość niespodziewanie w październiku 2012 a więc ominęły nas wszelkie promocje. Koszt za dwie osoby 4478zł. Najniższe ceny w czasie oferty first  minute na lato 2013 jakie widziałem opiewały na bodajże 1981zł/osobę. Dodatkowo opłaty obowiązkowe to 150€ za pakiet wycieczkowy i 35€ napiwkowy. Oprócz tych opłat wzięliśmy ze sobą 1000$, z powrotem przywieźliśmy 99$ i 4LE ale w pamiątki jesteśmy obkupieni dokumentnie. Z fakultetami też się nie ograniczaliśmy, na dodatkowe wycieczki organizowane przez Ashrafa (Abu Simbel, Asuan, wioska nubijska) wydaliśmy 315$. Plan na następny raz to koniecznie oferta FM a do wydawania na miejscu myślę, że spokojnie wystarczy 500 - 600$.

Przewodnik

Naszym przewodnikiem był Egipcjanin Ashraf mówiący po polsku całkiem sprawnie. Niemalże 100 % jego wypowiedzi była zrozumiała i jasna, chociaż zdarzały się komplikacje, do końca grupa nie była zgodna jakie paliwo tankowaliśmy na pustyni wioskowe czy wojskowe :-)). Składnia zdania języka polskiego którą posługiwał się nasz przewodnik to absolutny majstersztyk ;-D, niektóre powiedzonka nazwane przeze mnie „afraszyzmami” wejdą chyba do naszej potocznej polszczyzny. Ashraf ma anielską cierpliwość bo na każde pytanie starał się udzielić sensownej odpowiedzi, było widać że zależy mu żeby wycieczkowicze poznali Egipt, starożytny i współczesny. Poza tym to miły człowiek i dlatego zdobył sobie sympatię grupy polskiej, niektórych pań chyba szczególną bo nosiły autograf Ashrafa złożony na przedramieniu czerwonym markerem – po prostu „rock star” :-))
Od teraz Egipt kojarzył będzie mi się z uśmiechniętą twarzą Ashrafa Alego. Człowiek miły, próbujący pomóc w każdej sytuacji i wyjaśnić wszelkie niejasności. Czasem nieporadny w zmaganiach z naszym językiem, mimo przeciwności walczył jednak dzielnie. Długo jeszcze będzie brzmieć mi w głowie chyba ulubiony jego tekst: "Wyobrażacie sobie to wy?".  Jak będę się wybierał ponownie na TUIowy rejs to z pewnością będę się z nim kontaktował w celu ustalenia terminów w jakich będzie się opiekował polską grupą.

Co bym zmienił w programie Hatszepsut TUI?

1. Dodałbym do programu możliwość zwiedzania świątyni w Esnie lub chociaż czas wolny 2-4h na samodzielnie zwiedzanie. Może nie jest największa, najlepiej zachowana itd, ale samo jej umiejscowienie w głębokim wykopie robi wrażenie. A i tak statek cumuje.
2. Kupił Ashrafowi GPS, żeby mógł podczas wyjazdu do Abu Simbel ogłosić minięcie Zwrotnika Raka ;)
3. Dołożył czasu wolnego w Luksorze, rozbił zwiedzanie Karnaku i Luksorskiej na przed i po obiedzie. Fakultatywne dorożki przenieść z 15.30 na 17-17.30.
4. Wygospodarował 2 - 3h w Asuanie na rejs na Wyspę Kitchenera lub Elefantynę a najlepiej na obie :) Choćby jako fakultet.
5. W końcu zmienił opis wycieczki w części dotyczącej opłaty napiwkowej w wys. 35€. Wg przedstawicieli Travco jest to opłata obligatoryjna a wg opisu na stronie czy też w katalogu fakultatywna.

Na koniec

Podróż do Egiptu to było moje marzenie od wielu lat, cieszę się że udało się je spełnić. Z całą pewnością jeżeli tylko będę mogła to ponowie tam wrócę. Kiedy turysta przestanie oczekiwać, że Egipcie będzie jak w Europie łatwiej wtedy dostrzec kraj ze wspaniałą historią i bogatą kulturą. Dla turystów szukających Europy w Egipcie jest Hurgada z zielonymi strzyżonymi trawniczkami, białymi delfinami, szklano - metalowym obeliskiem, dyskotekami, night clubami, Alibabą, Alladynem i Sindbadem obok siebie. Ja zdecydowanie w trakcie moich wyjazdów poza Polskę wolę szukać tego czego nie znajdę w naszym kraju, co mi się spodoba i zafascynuje. Jeżeli ktoś chciałby poznać prawdziwy kraj faraonów to rejs po Nilu jest dobrym tego początkiem.
Było to nasze 3 podejście do Egiptu. Za pierwszym razem w 2006 roku się rozłożyłem i wylądowałem w szpitalu miesiąc przed wyjazdem, za drugim w 2012 roku Gośka wystraszyła się rozruchów. W naszym przypadku potwierdziło się powiedzenie do 3 razy sztuka. Czy jestem zadowolony - tak, czy polecam taki sposób zwiedzania Egiptu - zdecydowanie tak, czy wrócę do Egiptu - bez dwóch zdań. Czy również na rejs - nie widzę innej opcji, nie interesuje nas plażowanie, jeśli gdzieś wyjeżdżamy to musimy mieć co zwiedzić, wyjazd bez gruzów to wyjazd zmarnowany ;) A że ten tydzień pozwolił nam co najwyżej liznąć Egiptu, powrót tam jest koniecznością :D

Jak coś mi się przypomni to dopiszę. Za jakiś czas ogarnę filmy to pewnie się pojawią na blogu. Jak sobie przypomnę jakieś inne istotne szczegóły z pewnością też znajdą się w tej notce.
Póki co dzięki za uwagę :)

Rejs po Nilu, dzień ósmy

21 lutego, czwartek, Luksor - Hurghada - Warszawa - Radom

No i przyszedł czas pożegnania z Nilem i Egiptem.... Wstajemy 5.15, śniadanie 5.30. Zbiórka wyjazdowa 6.30. Upychamy w walizkach ostatnie rzeczy, których nie spakowaliśmy poprzedniego dnia. Zdecydowanie cięższe od tych, które przywieźliśmy z Polski ;) Wystawiamy je na korytarz. Ja idę do recepcji zapłacić rachunek, za napoje i internet. Ashrafa już nie ma, wyjechał długo przed nami na lotnisko w Luksorze, żeby polecieć na urlop do domu w Aleksandrii. Przy recepcji czeka na nas inny przedstawiciel Travco, który ma nas eskortować w drodze na lotnisko. Odbieramy z recepcji lunchboxy i wodę. W środku gotowany kurczaczek, kanapki, owoce i oliwki. Całkiem w porzo. Bagażowi wynoszą klamoty, pilnujemy załadunku i ostatecznie sami pakujemy się do autokaru. Około 6.30 ruszamy w drogę do Hurghady. Tym razem wszystko dzieje się jakoś szybciej niż w przeciwną stronę, przed 11 meldujemy się na lotnisku w Hurghadzie. Całkiem sprawna i szybka odprawa i lądujemy za bramkami w strefie wolnocłowej. Hmm, kto był to wie... strefa wylotowa lotniska w Hurghadzie przypomina spory bazar. Przez chwilę odżyły wspomnienia Asuańskiego suku, które jednak szybko przeminęły gdy usłyszeliśmy ceny za niektóre towary. My w standardowym sklepie bezcłowym kupujemy litrowe ouzo (12$), kenijskie czarne herbaty (2$ paczka 25 tor.), herbatę miętową i komplet 4 małych ręczników (15$). W końcu siadamy na krzesełkach i oczekujemy na nasz lot planowany na 12.50. 
Oczekiwanie nieco się dłuży bo opóźniają się wcześniej planowane loty. Powodem zagubieni turyści lecący do Katowic i Niżnego Nowgorodu. O ile nasi spóźnialscy rodacy to tylko dwie dziewczyny, tak w grupie rosyjskiej spóźnialskich jest kilkanaście osób. A że jakoś obsługa lotniska nie chciała mieć ich na głowie to wywoływali do skutku. W końcu o 12.50 otwarto naszą bramkę, pakujemy się do autobusu i podjeżdżamy do samolotu. Hmm, coś tu nie gra.... miał być lot Enter Air a stoimy pod samolotem w barwach Small Planet. Wszystko jednak jest OK i zapraszają nas na pokład. Personel pokładowy i załoga witają nas w imieniu linii Enter Air. Dziwne to trochę ale co tam, przynajmniej będzie okazja przelecieć się Airbusem.
Startujemy. Poprosiliśmy o bilety po lewej stronie samolotu, żeby mieć szansę zobaczyć Kair i piramidy. Niestety, znów zakitrane chmurami. Lot minął w sumie spokojnie nie licząc dwugodzinnych turbulencji (oj wytrzęsło nas konkretnie :P) i małej kłótni jednego pasażera z obsługą, który przez turbulencje nie zdążył skorzystać z pokładowego duty free. Polak potrafi :)
Ok. 15 lądujemy na Okęciu. Brrr, śnieg i -4C. Szok termiczny. Na szczęście w miarę szybko dostajemy się do terminala, odprawa paszportowa i oczekiwanie na bagaże. Chyba najdłuższe w moim życiu.... Po ponad 30 minutach uzbrojeni w walizki i opatuleni wyciągniętymi z nich cieplejszymi ciuchami idziemy na dworzec kolejki. Wsiadamy do pociągu i jedziemy na Centralny. 18.50 mamy TLK do Radomia. Niecała godzinka czekania, nie jest źle. Kupujemy bilety z małym zamieszaniem, jeszcze wizyta w McDonald's i o 18.40 stajemy na peronie. Pociąg przyjeżdża punktualnie, wsiadamy i po raz pierwszy od ponad 12h mamy możliwość rozprostować nogi....
Za oknem tumany wzbijanego przez pociąg śniegu. W Radomiu jesteśmy o 21.20 czyli z 15 min. opóźnieniem. 10 min później daję się lizać Tofikowi, naszemu psu rasy mieszanej  ;)
Jesteśmy w domu.....

Rejs po Nilu, dzień siódmy

20 lutego, środa, Luksor
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
Standard na tej wycieczce z mojej strony – pobudka przed świtem, statyw, aparat, pokład słoneczny. Tym razem uzbrajam się jeszcze w dodatkowy podkoszulek i czapkę. Cel na dziś wschód słońca nad Świątynią Luksorską i balony nad Zachodnimi Tebami. Po drodze na pokład mijam sporą grupkę baloniarzy, którzy po chwili łódką popłynęli na drugi brzeg. Mają dodatkową atrakcję :) Efekt fotograficzny poranka zadowalający choć nie idealny. W okolicach świtu miejscowi zaczęli na poważnie wypalać trawy i widok balonów zaczął przesłaniać spory dym.

Rejs po Nilu, dzień szósty

19 lutego, wtorek, dzień wolny
Standardowo budzę się przed świtem, biorę statyw, aparat i idę na pokład słoneczny. Po drodze mijam grupy, które dosiadły się w Asuanie, udające się na poranne zwiedzanie. Okazuje się, że przez noc dopłynęliśmy z Asuanu do Kom-Ombo. Jak dobrze, że zdecydowaliśmy się na zwiedzenie tej świątyni podczas rejsu z Luksoru, nie musimy nigdzie iść :) Wschód słońca, świątynia w porannych promieniach słońca.

Rejs po Nilu, dzień piąty

18 lutego, poniedziałek, Asuan i Abu Simbel
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
Budzik w telefonie wyrywa nas ze snu o 2.45. Po chwili dzwoni telefon. Recepcja. Ogarniamy się i idziemy do Lounge Baru, gdzie czekają na nas gorące napoje i przekąska – kawa, herbata i jakieś ciastka. Wlewamy w siebie po kawie, zagryzamy ciastkiem i wracamy do kabiny. Ja wrzucam na siebie gruby polar, Gośka gruby dres, kurtkę i poduchę (trzeba zabrać obowiązkowo, jest dużo wygodniej w autokarze). W recepcji dostajemy koszyki z suchym prowiantem na drogę. Na wycieczkę zdecydowało się chyba 21 osób. Zdecydowana większość uzbrojona w ciepłe ubrania, koce i poduchy. 3.30 siedzimy w autobusie i jedziemy na zbiórkę konwoju. Dosiada się do nas policjant z kałachem i tuż po 4 ruszamy. Dość szybko ustalona kolejność konwoju się posypała, wyprzedziliśmy wiele busów jadących przed nami. Co do samej jazdy – ograniczenie dla autokarów bodajże 80km/h. My przez większość część trasy jechaliśmy konkretnie ponad 100 zwalniając jedynie na frezowanych czy remontowanych odcinkach drogi. Sporą część trasy pokonaliśmy jadąc pod prąd lewym pasem, spoko. Za oknem ciemność, w górze fantastycznie rozgwieżdżone niebo.

sobota, 23 lutego 2013

Rejs po Nilu, dzień czwarty

17 lutego, niedziela, Asuan
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
W nocy, jak się okazało, ruszyliśmy do Asuanu. Obudziliśmy się więc już z widokiem Grobowców Dostojników za oknem.
Pierwszy postój mieliśmy na skraju nabrzeża, z dala od centrum. Po powrocie z porannego zwiedzania zastaliśmy statek wprost naprzeciwko grobowców. Na dziś zaplanowane jest w programie zwiedzanie tamy asuańskiej, rejs motorówką na Agilkię i zwiedzanie świątyni Izydy z File oraz rejs feluką po Nilu. Po południu fakultatywne zwiedzanie Asuanu.

Rejs po Nilu, dzień trzeci

16 lutego, sobota, Edfu i Kom-Ombo
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
Pobudka zaplanowana na 6. O 7:30 ma się zacząć wycieczka do świątyni w Edfu. Obudziłem się o 5 i po pół godzinie marzłem już na SunDecku polując na wschód słońca. Niestety, z powodu sporego zachmurzenia efekty polowania dość mizerne.
Wracam do kajuty, budzę żonę i biegniemy na śniadanie. Posileni udajemy się na zbiórkę, na której Ashraf dzieli nas na dorożkowe grupy, rozdaje po 10LE na napiwki dla dorożkarzy i przeprowadza szkolenia odnośnie tego co nas czeka. Grupy mają być trzyosobowe, my się nie wyrywamy przy grupowaniu i na koniec zostajemy z jeszcze dwiema dziewczynami w 4 osoby na 2 dorożki. Czyli dorożka tylko dla nas ;)

Rejs po Nilu, dzień drugi

15 lutego, piątek, Luksor
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
Budzę się o 5. Budzę „Moją Żonę Kochaną”. O 5:10 telefon z recepcji. No pech, byłem pierwszy ;) 5:30 śniadanie. Wybór duży, i na zimno, i na ciepło. Nie ma powodów narzekać. Solidnie posileni opuszczamy statek, wsiadamy do autobusu i ruszamy na zwiedzanie zachodniego wybrzeża – Teb Zachodnich. W planach TUIowej wycieczki Kolosy Memnona, Dolina Królów i Deir el Bahari. Po ok. 30 minutach dojeżdżamy do Kolosów Memnona a właściwie posągów Amenhotepa III. Z bliska naprawdę robią kolosalne wrażenie. Aż dziw człowieka bierze, że tylko tyle zostało z naprawdę potężnej świątyni. Cóż więcej o tym miejscu, kolejna porcja namolnych sprzedawców (kupujemy za dolara rozkładaną mapkę Nilu, ponoć tylko tu dostępna wersja PL) i wyraźnie widoczne efekty prac wykopaliskowych na jej terenie. Wkrótce pewnie będzie można się poszwendać pomiędzy efektami prac archeologów. Dodatkowo nad głową mamy startujące nieopodal balony.
Po 20 minutowym postoju ruszamy do Doliny Królów.

Rejs po Nilu, dzień pierwszy

14 lutego 2013, czwartek, Radom, Warszawa, Luksor
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
0.45
Pakujemy się do taksówki, błyskawicznie dojeżdżamy na przystanek autobusowy na obrzeżach miasta, kierowca taksówki nieco zdziwiony miejscem w którym chcemy wysiadać, patrzy na nas podejrzliwie - Koniec podróży? - pyta. No miejmy nadzieje że początek. Wypakowujemy się, walizki na chodniku i czekamy, czekamy …, autobusu brak. Czyżby słowa taksiarza były prorocze. Nie ma co dramatyzować (jeszcze ;-)) w odwodzie mamy pociąg.
1:30
W końcu przyjeżdża spóźniony 15 min. autobus z Rzeszowa do Warszawy przez Okęcie firmy Neobus. Można się rozgrzać po oczekiwaniu przez blisko pół godziny przy prawie zerowej temperaturze. A ubrani byliśmy lekko, no bo po co dźwigać zbędne ciuchy do ciepłego kraju....
2:45
Nieco po ponad godzinie docieramy na lotnisko, czekamy 2 godziny, punktualnie o 4.45 zaczyna się odprawa, jesteśmy pierwsi w kolejce więc raz dwa sprawa załatwiona i idziemy do bramek.... no i jak zwykle klapa... spośród wielu osób po raz kolejny padło na mnie ściąganie butów, nie wiem skąd to się bierze...
Już wiemy - Levisy :-)) (Tak, w drodze powrotnej okazało się, że to moje spodnie musiały wywoływać alarmy :D)

Powitanie

Witam :)
Pomysł założenia bloga chodził za mną od kilku lat. Uważne obserwowanie otaczającego świata powoduje czasem ogromną chęć wyrażenia głośno własnych opinii. A jak już wyrażamy opinie to chcemy, żeby ktoś je poznał, może ocenił czy też odpowiedział. Stąd ten blog. Bezpośrednim impulsem do jego założenia była zaś obietnica zamieszczenia relacji z właśnie zakończonego rejsu po Nilu na jednym z forów w internecie. Relacja, którą staraliśmy się pisać w miarę dokładnie i na bieżąco rozrosła się jednak do blisko 10 stron tekstu. Wrzucanie tego na jakiekolwiek forum wydaje się nieco niepoważne. Postanowiliśmy zatem ruszyć z tym blogiem już teraz. Będziemy w nim opisywać to co nas otacza, co wzbudza w nas emocje, co nas spotyka podczas podróży przez życie.
Zapraszamy zatem do lektury. Relacja z rejsu właśnie doświadcza ostatnich szlifów i wpisy wkrótce zaczną się pojawiać na blogu.