niedziela, 24 lutego 2013

Rejs po Nilu, dzień siódmy

20 lutego, środa, Luksor
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
Standard na tej wycieczce z mojej strony – pobudka przed świtem, statyw, aparat, pokład słoneczny. Tym razem uzbrajam się jeszcze w dodatkowy podkoszulek i czapkę. Cel na dziś wschód słońca nad Świątynią Luksorską i balony nad Zachodnimi Tebami. Po drodze na pokład mijam sporą grupkę baloniarzy, którzy po chwili łódką popłynęli na drugi brzeg. Mają dodatkową atrakcję :) Efekt fotograficzny poranka zadowalający choć nie idealny. W okolicach świtu miejscowi zaczęli na poważnie wypalać trawy i widok balonów zaczął przesłaniać spory dym.
Dzisiejsza zbiórka zaplanowana na 8.45, w programie Karnak i Świątynia Luksorska. Po krótkiej jeździe autokarem ok. 9 docieramy do świątyni. Z moich ust wydobyło się tylko krótkie ŁAŁ... Ogrom tego miejsca poraża. Ashraf oprowadza nas po najciekawszych miejscach, udziela niezbędnych informacji. Trwa to wszystko ok. 30 do 45 minut. Po zaliczeniu obowiązkowych punktów Ashraf daje nam czas wolny. Święcie przekonani, że Luksorska będzie po obiedzie liczymy na czas co najmniej do 12. Ashraf oświadcza jednak, ze czas wolny mamy do 11, a pod presją imprezowiczów, którzy konkretnie zabalowali poprzedniego wieczoru, skraca go do 10.45. Zgrzytam zębami, ale już wiem, że na 100% wrócę ponownie na taki rejs a wtedy zwiedzanie zorganizujemy sobie wg własnego programu :D. Czas szybko ucieka, nie ma szansy przyjrzeć się wszystkiemu czemu by się chciało. Dajemy radę w miarę dokładnie obadać fragment Okręgu Amona skupiony na linii od wejścia do Świątyni Totmesa III, zahaczamy o Święte Jezioro i Skarabeusza, udajemy się kawałek w stronę wyjścia do Okręgu Mut, zaglądamy z zewnątrz do Muzeum pod gołym niebem, robimy obowiązkowe zdjęcia i czas opuszczać teren Karnaku. Szkoda. 
Z Karnaku ruszamy autobusem do Świątyni Luksorskiej. Przed nami równie wspaniała budowla, jednak przytłoczeni ogromem Karnaku jesteśmy nieco rozczarowani... naszym zdaniem błąd leży w organizowaniu zwiedzania wschodniego Luksoru. Moim skromnym zdaniem na pierwszy ogień powinna iść Luksorska a dopiero potem Karnak. Mimo wszystko Świątynia zbudowana przez Amenhotepa III również robi na zwiedzających mocne pozytywne wrażenia.
Już jej położenie obok nabrzeża Nilu, w centrum miasta przy ruchliwej ulicy jest swoistą ciekawostką. Jeszcze obowiązkowa Aleja Sfinksów. Widać, że trwają pracę renowacyjne, podobną chcą przed 2020 odbudować całą od Karnaku do Luksorskiej. O ile nie wezmą jej w posiadanie tutejsi handlarze będzie fantastyczny deptak, chyba najfajniejszy na świecie ;) 
Przy wejściu do Świątyni można za darmo otrzymać książeczki o Islamie, Mahomecie, terroryzmie w różnych językach. Spora kolekcja po polsku. Jak dla mnie punkt agitacyjny. Po opuszczeniu Świątyni Luksorskiej większość grupy wraca pieszo na statek – cumujemy tuż obok, a chętni mogą wybrać się do perfumerii. Gosia chce więc jadę za nią. Na miejscu, pomimo że osobiście uważam swoją znajomość angielskiego za lekko powyżej komunikatywnej zostaję wyznaczony tłumaczem grupy. (No, po prostu wzór skromności :-D) Nieśmiało protestuję ale ulegam sile damskich argumentów :P Gospodarz prezentuje esencje zapachowe, esencje medycznych olejków eterycznych, opowiada o ich produkcji, zastosowaniach i sposobach użycia. Prezentuje również szklane pojemniki na te produkty. Na koniec przedstawia ofertę handlową 18€/24$ za 25ml, 300ml za 75€. Dostępne również pojemności pośrednie. Bez targowania. Dodatkowo bonusy, przy zakupie 3 porcji czwarta gratis, przy zakupie 4 dwie porcje gratis. W tym miejscu nasz egipski gospodarz zapoznał się z polską pomysłowością, gdyż bardzo szybko grupka osób zaczęła kombinować i próbować organizować zakupy grupowe w 6 osób. Groupon made in Poland w Egipcie po raz kolejny. Koleś się zorientował, zapytał mnie czy dobrze się domyśla i zdecydowanie nie był zadowolony. My z najlepszą z żon dość szybko dogadaliśmy się z siedzącą obok nas panią, wybraliśmy po 3 produkty w najmniejszych porcjach i sfinalizowaliśmy transakcję. Grupa zakupowa nie powstała, tak więc tylko 2 osoby z grupy 10 dokonały zakupu.
Wracamy na obiad, szybko się posilamy i ruszamy na podbój muzeów. Wychodzimy ze statku, ruszamy w stronę Winter Palace, żeby wymienić dolary na funty na uregulowanie hotelowych rachunków i bilety wstępu do muzeów. U T. Cooka dobry kurs 6,72LE za 1$, identyczny jak w dzień przylotu. U sprzedawców, taksiarzy, łódkowiczów i wszędzie indziej kurs przeliczenia 6,5LE za dolara. Zawracamy z powrotem w stronę statku, mijamy go, od Muzeum Mumifikacji dzieli nas może 150-200m. Niestety docieramy do niego tuż po 14.... zamknięte. No cóż, do listy powodów powrotu do Egiptu dopisujemy kolejny punkt ;) Idziemy dalej, co chwilę słyszymy nawoływania miejscowych – caleche, taxi, boat. Wszystkim grzecznie odmawiamy tłumacząc, że dziś chodzimy pieszo. W miejscu gdzie zaczyna się zablokowana dla ruchu pojazdów część Corniche wyrasta przed nami ogrodzenie. Jak tu dalej iść, stoimy nieco zakłopotani, w niespełna minutę pojawia się chłopak w wieku ok. 17 lat. Wypytuje nas co i jak, czego szukamy, gdzie idziemy czy mamy ochotę na rejs pięciogwiazdkową łódką :D Mówimy, że idziemy do Muzeum, on odpowiada, że nas zaprowadzi. No niech będzie, idziemy. Droga ciekawa, tego się nie spodziewaliśmy, raz dołem, raz górą, raz przez płotek. W końcu docieramy na miejsce, kupujemy bilety (80LE za osobę), trafiamy do sali multimedialnej, gdzie leci w pętli film o historii luksorskiego przybytku kultury. Po obejrzeniu udajemy się do sal wystawienniczych. Z moich ust wydobywa się drugie już tego dnia ŁAŁ. Już przy wejściu wiem, że warto było się tu wybrać. Eksponatów całkiem sporo, niektóre naprawdę wartościowe i piękne. Posągi ustawione w taki sposób, że można je obejść wokoło i nawet dotknąć. Nie będę opowiadał szczegółów, bo informacje można znaleźć w sieci, napiszę tylko, że warto poświęcić czas temu muzeum, m. in dla takiego widoku
Zwiedzanie zajęło nam coś między 1,5 a 2h. Wychodząc odwiedzamy muzealny sklepik bo rzuciły nam się w oczy fajne pocztówki. W czasie rozmowy ze sprzedawcą wydaje się, że jesteśmy z Polski. Ten odpowiada, że w Krakowie ma bardzo dobrych przyjaciół. Po chwili zauważa na mojej ręce Timexa Expedition i składa ofertę kupna. Odmawiam, informując, że to prezent. Po chwili pyta nas jakie mamy telefony i po odpowiedzi również składa ofertę ich zakupu, może nawet po nie przyjechać na statek. Nie zraża go, że to kilkuletnie SE, mówi, że tu w Egipcie sama kiepska chińszczyzna :) Kupujemy pocztówki i zwijamy się bo odnoszę wrażenie, że za chwilę będzie chciał kupić nasze ubrania. Przy wyjściu mówię do Gośki, że będzie na nas czekał chłopak, który nas tu przyprowadził. Długo nie trzeba czekać gdy pojawia się obok nas i wypytuje czy się podobało i czy jednak nie zmienimy zdania co do przejażdżki motorówką - very cheap słyszę. Odpowiadam, że raczej nie, a on usilnie prosi żebyśmy zobaczyli jego luksusową ***** łódkę. No dobra, idziemy na nabrzeże i ku mojemu zdziwieniu widzę najlepszą łódkę z tych jakich używałem podczas tego pobytu – ławeczki przykryte poduszkami, co kawałek leży podłokietnik i grube poduchy o które można się oprzeć, łódź przystrojona a wszystko niesamowicie czyste. Czysty pokład, czyściutkie siedziska, koce i poduszki. Po doświadczeniach tego pobytu z tym środkiem transportu mówię sobie, że popłyniemy i nawet nie będę się mocno targował. Chłopak oferuje popłynięcie na Banana Island oraz na Zachodni Brzeg, mówi, że jest tam dziś targ wielbłądów i może nas zaprowadzić i wszystko pokazać. Dość długo schodzi mi z wymuszeniem podania ceny, ciągle słyszę very cheap ale kwoty nie słyszę. Uprzedzony o konieczności wcześniejszego ustalenia opłaty usilnie dopytuję się o cenę. Pada kwota 60LE za nas oboje, ja mając w pamięci ile płacę za rejsy statkiem w Kazimierzu Dolnym z masą turystów karmiących srające wokoło mewy, nie mam serca się targować za zaoferowany luksus zbyt mocno ;), mówię 50LE i osiągamy zgodę. Podaję nazwę naszego statku i płyniemy, podczas rejsiku słyszymy jak to jest słabo, mało turystów, że ciężko a konkurencja spora. Kapitan Barack, bo tak się przedstawił, ponawia propozycję pokazania nam wspaniałych miejsc. Odpowiadam, że chcemy po prostu wrócić na statek (unikniemy w ten sposób nagabywań na ulicy) a jesteśmy zmęczeni. OK, płyniemy po Nilu, chłopak mimo wszystko stara się jak może przedłużyć rejs i jednak coś nam pokazać. Po ok. 20 - 30 min. dobijamy do pomostu tuż obok Crown Empress. Super, do umówionej ceny dokładam 2 dolary bakszyszu, nie zbiednieję od tego a chłopak był bardzo szczęśliwy. Łódka Sisi Paradise, kapitan Barack. Polecam z czystym sumieniem. Wracamy na statek, na chwilę lądujemy na pokładzie słonecznym, próbuję fotografować zachód słońca i nie powiem, jestem bardzo zadowolony z efektu.
W końcu idziemy do kabiny - czas rozpocząć pakowanie, jutro wracamy do domu...
Na kolacji okazuje się, że opinie odnośnie wyprawy dorożkami mocno podzielone, jedni zadowoleni inni zdecydowanie nie. Dwóch chłopaków próbowało pójść naszym śladem do muzeum, doszli do M. Mumifikacji i wrócili nie radząc sobie z namolnością tubylców. Podczas kolacji Ashraf i pilotka selgrosowej grupy dostają od polskich turystów torty w kształcie serc. Ashraf w szoku, nie chce pozować do zdjęć obok pilotki i trzymając wspólnie serce. W końcu ulega, jego koledzy przewodnicy robią mu zdjęcia komórkami i mówią, że wyślą żonie. Ashraf jest totalnie onieśmielony i skrępowany :)
Po posiłku wracamy do kabiny kończyć pakowanie. Na 21 zaplanowano zebranie pożegnalne z Ashrafem, wraca do domu do Aleksandrii na urlop, opuszcza statek jeszcze przed nami bo samolot ma bardzo wcześnie. O 21.30 wieczór z tańcem brzucha. Idziemy. Na początku pojawia się tańczący derwisz. Fantastyczny pokaz, facet kręcił się dokładnie 14 min. Jak ogarnę to wrzucę filmik na YT. Po nim przyszedł czas na taniec brzucha. Po chwili pojawia się kobieta w całkiem kusym stroju. Problem w tym, że ma minimum kilkunastokilogramową nadwagę.... IMO żenujący show, niektórzy Niemcy (chyba mocno napaleni na jak to mówił Ashraf "dobrą laska") w wieku mocno emerytalnym o mało nie pomdleli, bynajmniej nie z zachwytu.
Kończy się nasz ostatni wieczór, wyskakuję jeszcze na pokład próbując złapać podświetlone Teby Zachodnie. Coś tam się udaje.

Idziemy spać, wcześnie rano pożegnanie z Nilem i Egiptem :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz