niedziela, 26 października 2014

Grecja 2014... Villa Georgia - Perissa - Santorini

W poszukiwaniu Atlantydy...
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)

Nasze kolejne greckie wakacje, standardowo już, planowaliśmy na czerwiec 2015 roku. Jednak tym razem, po raz pierwszy, wyjazd mieliśmy sobie zorganizować sami a nie jak poprzednio korzystać z biur podróży. Ponieważ Wyspy Jońskie i Dodekanez po razie już odwiedziliśmy, moje oczy kierowały się tym razem w stronę archipelagów Sporad i Cyklad. Nasze rozważania nad kierunkiem przerwała znaleziona na początku października 2013 oferta czerwcowego wylotu do Budapesztu (88zł RT/os.) z której nie omieszkaliśmy skorzystać i niedługo po niej znaleziona atrakcyjna oferta przelotu we wrześniu liniami Aegean Airlines na cykladzką wyspę Santorini utożsamianą z zagładą mitycznej Atlantydy. Szybka konsultacja z lepszą połową, akceptacja i bilety na przeloty kupione. Wrześniowy wyjazd do Grecji stał się faktem. Przyszła pora na znalezienie bazy na wyspie. Ponieważ ceny noclegów z widokiem na kalderę potrafiły przyprawić o mocny ból głowy, po krótkiej konsultacji z wujkiem Guglem mój wybór padł na spokojną miejscowość o nazwie Perissa i znajdujący się w niej pensjonacik Villa Georgia, cieszący się bardzo dobrymi opiniami.
Koszt 6 noclegów ze śniadaniami, w pokoju z prywatną łazienką, aneksem kuchennym z wyposażeniem oraz gigantycznym tarasem, wyniósł 260€ za dwie osoby, czyli w przeliczeniu na nasze ok. 1090zł. Rezerwacji dokonaliśmy za pośrednictwem serwisu booking.com. Pensjonat znajduje się w spokojnej okolicy, zarówno od plaży w Perissie jak i od głównej ulicy oddalony jest o ok. 5-10min. spaceru. Zdecydowanie największą atrakcją naszego pokoju był widok z tarasu na morze i nocne niebo usiane gwiazdami. Do wyposażenia dodałabym dwa leżaczki właśnie na taras żeby wygodniej było patrzeć w gwiazdy ;)
Podróż rozpoczynamy standardowo od dojazdu Kolejami Mazowieckimi na lotnisko Chopina. Wylot z WAW do Aten o 11.10. Półtorej godzinki i przesiadka w samolot na Santorini. Przy przesiadce trafiła się okazja zarobić po 250€ z powodu overbookingu, kilkukrotne ogłoszenia o szukaniu chętnych na przesunięcie na następny lot (za blisko 3h) nie przynosiły rezultatu. Ja byłem skłonny się zgodzić, jednak widok zmęczonej już kilkugodzinną podróżą Gośki oraz fakt, że na lotnisku docelowym czekał na nas transport, odpuszczam. Kolejny raz prawdą okazała się zasada, że czas droższy pieniędzy ;) Lądujemy tuż po 17, na lotnisku czeka na nas darmowy hotelowy transfer w osobie właściciela pensjonatu.
Po rozpakowaniu się i zaznajomieniu z miejscem noclegowym ruszamy w stronę nadmorskiej promenady aby nacieszyć oczy morzem i sprawić przyjemność naszym burczącym brzuchom. Po przejściu wzdłuż ulicy decydujemy się na tawernę Apollon i zestaw "Grill dla dwojga" - tzatziki, sałatka grecka, taca grilowanych mięs dla dwóch osób z frytkami i ryżem + 2 duże Mythosy. Rachunek ok. 30€, całkiem przyjemna cena jak na stopień nasycenia i walory smakowe.
Perissa to niewielka nadmorska miejscowość mająca wszystko co potrzebne by uprzyjemnić turystom pobyt. Przede wszystko szeroki wybór miejsc noclegowych, od prostych apartamentów po pięciogwiazdkowe hotele. Dużo sklepów, w tym duży market BIG Co-op, piekarnie ze świeżymi wypiekami dostępnymi od bladego świtu, wiele tawern i restauracji z różnoraką kuchnią, kilkanaście wypożyczalni sprzętu jeżdżącego - quady od 10€/dzień, skutery od 8€, kwestia dogadania się. Sporo sklepów z pamiątkami. A wszystko od noclegów, przez pamiątki po jedzenie tańsze niż w Firze czy Oi. Największą atrakcją Perissy jest ciągnąca się przez kilka kilometrów plaża z czarnym piaskiem, zdecydowanie najlepsza na wyspie. Do kąpieli niezbędne obuwie, praktycznie od samego brzegu jest lita skała, która utrudnia utrzymanie równowagi. Po pierwszej kąpieli podczas której oboje poobijaliśmy sobie stopy zainwestowaliśmy w gustowne butki kąpielowe. Skała zaczyna się jakieś 1,5 - 2 metry od brzegu. I jest o wiele lepsza od żwiru czy kamieni. Poobijaliśmy się bo najzwyczajniej była śliska. Butki z gumową podeszwą (bieżnikowaną) kosztowały ok 6€ para i doskonale zapobiegały poślizgom.
No to gdzie ta Atlantyda?

Drugi dzień naszego pobytu wita nas przepięknym widokiem wschodzącego słońca na lekko zachmurzonym niebie.
W planach na dziś piesza wspinaczka na oddzielającą dwa turystyczne kurorty Perissę i Kamari, liczącą 360m górę Messa Vouno, na szczycie której znajdują się starożytne ruiny. Wyruszamy z poziomu 0 mnpm, więc wyprawa szykuje się całkiem ciekawa :) Nasze wyzwanie wygląda tak:
Mimo wczesnej pory dnia żar już leje się z nieba. Po kilkunastu minutach docieramy do podnóża góry i zaczynamy poszukiwania jakiejś ścieżki. Znajdujemy i rozpoczynamy wspinaczkę. 
 
Nasz pierwszy cel to kościółek Panagia Ketefiani, znajdujący się na półce skalnej nieco w bok od głównej ścieżki do Ancient Thiry. 
Idziemy, a patrząc za siebie widzimy coraz mniejsze zabudowania Perissy.
Z dołu wydawało się, ze nie będzie źle, jednak po dotarciu na miejsce robimy sobie dłuższy odpoczynek i uzupełniamy płyny. Nie jest jednak chyba z nami bardzo źle bo i inni wędrowcy zachowują się w podobny sposób. Z Tomkiem to może nie było źle, ale dla mnie to była droga przez mękę. Ziałam przez całą drogę (dosłownie).

Widok na Perissę uświadamia, że jesteśmy już całkiem wysoko, jednak to tylko ok. 1/3 czekającej nas drogi.Po kilkunastu minutach ruszamy dalej. Docieramy do głównej ścieżki, słońce grzeje z góry a tu nie ma niczego pod czym możnaby się skryć przed żarem. Gdzieniegdzie udaje się przycupnąć za jakąś większą skałą, by w cieniu napić się wody. W połowie drogi Gośka chce wracać ;) Damy radę mówię i ciągniemy się dalej.
Po blisko 3 godzinach docieramy do parkingu, na którym znajdujemy minibar z m.in. zimnym, świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy w cenie ok. 3€ za porcję. Jak się okazuje do wykopalisk jeszcze całkiem spory kawałek. Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej, wciąż w górę.
Ancient Thira to ruiny doryckiej osady zamieszkałej pomiędzy 9 wiekiem p.n.e a 8 wiekiem n.e. Jej umiejscowienie na wysokiej, trudno dostępnej skale miało znaczenie strategiczne - dawało szerokie pole widoku zarówno w stronę morza jak i lądu oraz zapewniało przewagę w razie ewentualnej napaści. Same ruiny nie sprawiają może jakiegoś fenomenalnego wrażenia ale dla miłośników starożytności na pewno będą atrakcyjne. Szczególne wrażenie robią szerokie, jak na antyczne standardy, blisko 2,5m ulice.
 
Za to widoki ze szczytu na Perissę i Kamari zrobiły na nas bardzo pozytywne wrażenie
Dostęp do Messa Vouno od strony Kamari jest zdecydowanie łatwiejszy, miejscowość ze szczytem łączy malownicza, pokręcona asfaltowa droga
po której kursuje taki oto pociąg dla leniwych i niezmotoryzowanych ;) Powiem tak: GDYBYM wiedziała, że można się na górę dostać w komfortowy sposób to w życiu bym tam się nie ciągnęła na własnych nogach w tym skwarze ! co innego włazić pod górę, a co innego z niej schodzić. Oj tam...
My (a szczególnie ja) diabelnie z siebie dumni wlezieniem na tę górę postanawiamy zejść do Kamari pieszo ścieżką przygotowaną i użytkowaną już w starożytności - informacje o niej znalazłem gdzieś w sieci. Ścieżka jest częściowo ułożona z płyt kamiennych, nieco już wyślizganych i trzeba uważać. Zapewnia bardzo ciekawe doznania wizualne, po drodze mijamy m. in. dość dużą, ciemną jaskinię ze źródełkiem. Wchodzimy do niej pomagając sobie latarkami w komórkach a jej wygląd mogliśmy w pełni poznać dopiero po skopiowaniu zdjęć z aparatu do komputera.

W końcu dochodzimy do Kamari. Miejscówka zrobiła na mnie dużo gorsze wrażenie jak Perissa. Jakieś takie ciasne, zatłoczone, namolni sprzedawcy i tawerniarze a plaża zdecydowanie z gatunku kamienistych. Naszym celem w Kamari była Winiarnia Gaia i degustacja lokalnych win. Winiarnia znajduje się na wysokości lotniska a więc spory kawałek za centrum Kamari tzn przeszliśmy przez całe miasteczko, przedmieścia miasteczka, pola z winoroślami, minęliśmy lotnisko, kolejne pola z winoroślami, oczyszczalnię ścieków i już zaczęłam wątpić, że ta winiarnia istnieje i przyjdzie mi paść z wycieńczenia w polu z winoroślami ale na szczęście znalazła się. Winiarnia nieco mnie rozczarowała, niby wszystko ok, widok na morze był, plaża za płotem ale ja czułam tę oczyszczalnię, może nie jakoś bardzo, ale jednak. Na miejscu można wybrać sobie rożne zestawy do degustacji, od 4 do 8 różnych gatunków win. Wina zupełnie nie w naszym guście, zdecydowanie wytrawne, więc odpuszczamy zakupy, no ale taki mamy klimat na Santorini ;) A najlepsze naszym zdaniem słodkie Vinsanto to jednak już spory wydatek, bo min. 20€ za półlitrową butelkę. Za to bardzo nam przypadł do gustu podany z pieczywem ocet winny, leżakowany 5 lat. Tak, że aż zakupiliśmy butelkę :)
Po degustacji prosimy o zamówienie taksówki do Perissy. Koszt to 20€. Wracamy na chwilę do hotelu, zabieramy ręczniczki i idziemy nieco odpocząć na plaży na leżaczkach. Popołudniowa plaża w Perissie wygląda tak
Wieczór kończymy nad kalmarami w tawernie Poseidon. Za dwa kalmary z frytkami, sałatkę grecką, tzatziki, karafkę wina płacimy coś ok. 25€.
Po kolacji i wieczornym spacerze wracamy na nocleg. Na kolejny dzień zaplanowaną mamy wycieczkę do Akrotiri - miejsca nazywanego greckimi Pompejami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz