sobota, 23 lutego 2013

Rejs po Nilu, dzień drugi

15 lutego, piątek, Luksor
(tekst kursywą to dopiski najlepszej z małżonek)
Budzę się o 5. Budzę „Moją Żonę Kochaną”. O 5:10 telefon z recepcji. No pech, byłem pierwszy ;) 5:30 śniadanie. Wybór duży, i na zimno, i na ciepło. Nie ma powodów narzekać. Solidnie posileni opuszczamy statek, wsiadamy do autobusu i ruszamy na zwiedzanie zachodniego wybrzeża – Teb Zachodnich. W planach TUIowej wycieczki Kolosy Memnona, Dolina Królów i Deir el Bahari. Po ok. 30 minutach dojeżdżamy do Kolosów Memnona a właściwie posągów Amenhotepa III. Z bliska naprawdę robią kolosalne wrażenie. Aż dziw człowieka bierze, że tylko tyle zostało z naprawdę potężnej świątyni. Cóż więcej o tym miejscu, kolejna porcja namolnych sprzedawców (kupujemy za dolara rozkładaną mapkę Nilu, ponoć tylko tu dostępna wersja PL) i wyraźnie widoczne efekty prac wykopaliskowych na jej terenie. Wkrótce pewnie będzie można się poszwendać pomiędzy efektami prac archeologów. Dodatkowo nad głową mamy startujące nieopodal balony.
Po 20 minutowym postoju ruszamy do Doliny Królów.
Po drodze mijamy widoczne z autokaru (i przynajmniej u mnie pobudzające mocno apetyt na więcej) ruiny Medinat Habu, Ramesseum i Grobowce Dostojników. Po niedługiej chwili dojeżdżamy, Ashraf informuje o zakazie robienia zdjęć i filmowania, dostajemy bilety i ruszamy na zwiedzanie. My pokornie zostawiliśmy sprzęt foto-video w autobusie, jak się okazało na miejscu nie jest to powszechne, bo widać było sporo osób próbujących kombinować. Niestety, wielu pośród nich rodaków. Bilet z pakietu oferuje możliwość wstępu do 3 grobowców, grobowiec Tutenchamona i łączony Ramzesa V i VI płatne extra, odpowiednio 100 i 60 LE. Otwartych ok. 10 grobowców. Ashraf zaczął z grupą od grobowca Ramzesa IV oznaczonego KV2. Jako egipscy debiutanci poszliśmy za wszystkimi. Spoko, nie było źle poza dużą ilością ludzi. Po wyjściu Ashraf zaoferował, że odpowie jeśli ktoś ma jakieś pytania. No i się zaczęła pogaducha. Dla osób, które kiedykolwiek przeczytały choćby jakiś dobry przewodnik o Egipcie raczej strata czasu. Dodatkowo pytania w stylu czy Nil zalewał Dolinę Królów potrafią złamać najtwardszego.... Ciekawe co też pomyślał sobie nasz przewodnik, który w drodze na miejsce co najmniej 2 razy powtarzał, że dolina została wybrana na miejsce pochówku królów, m.in. ze względu na odosobnienie i wyjątkowo suchy klimat ;-)). My, ponieważ dość sporo czytaliśmy i oglądaliśmy na temat Starożytnego Egiptu, dość szybko się znudziliśmy i postanowiliśmy udać się na samodzielne zwiedzanie. Na celownik wzięliśmy Merenptaha (KV8) i Tausert & Setnaht (KV14). Oba są bardzo ciekawe i na pewno warto je zobaczyć. Merenptaha nie polecałbym tylko osobom mającym problemy z chodzeniem, jest naprawdę stromo i szczególnie powrót może być dla takich osób utrudniony. Dodatkowo obecnie ograniczone jest zwiedzanie komory z sarkofagiem ze względu na prace renowacyjne. Z trzech obejrzanych grobowców największe wrażenie zrobił na nas ten ostatni. Poza wartościami artystycznymi czy architektonicznymi było w nim przede wszystkim spokojnie ze względu na niewielką liczbę osób odwiedzających. Zauważyliśmy, że przewodnicy doprowadzają grupy do miejsca, w którym znajduje się grób Tutenchamona i turyści w zdecydowanej większości skupiają się w tej okolicy. Wszystkim polecam więc oddalać się od głównej grupy i iść do interesujących nas grobowców. My w Grobowcu Tausert i Setnachta byliśmy jednymi z kilku osób zwiedzających. Daliśmy się poprowadzić znalezionemu wewnątrz Egipcjaninowi, który latarką podświetlał nam co ciekawsze zdobienia i całkiem znośną angielszczyzną informował co akurat widzimy. Pozwolił nawet wsadzić głowy do wnętrza sarkofagu. Dolarowy bakszysz zdecydowanie poprawił mu humor :) Zdjęcia z grobowców i wiele innych cennych informacji znajdujemy na stronie www.thebanmappingproject.com. Po Dolinie Królów przyszedł czas na Deir el Bahari czyli miejsce w którym znajduje się m. in Świątynia Hatszepsut.
Zabytek nie zrobił na mnie jakiegoś powalającego wrażenia, z trzech zwiedzanych programowo tego dnia miejsc najmniejsze. Owszem, jest w niej co zobaczyć a biorąc pod uwagę „polską historię” każdy rodak powinien tam być. Jednak mi zbyt w oczy rzucało się, że to jednak odtworzenie. Dlatego też zadowolony jestem, że zobaczyłem, ale ochoty wracać nie mam. Dodatkowo może wpływ na to ma fakt, że pomimo wczesnych godzin popołudniowych temperatura mocno dawała się już we znaki. Zwiedzanie Teb zachodnich zakończyliśmy ok 12. W drodze powrotnej na statek półgodzinna wizyta w instytucie papirusu, wykorzystana przeze mnie do zakupu napojów w pobliskim egipskim spożywczaku. W samym instytucie krótki pokaz wytwarzania papirusu i spacer po sali wystawienniczej. Niektóre z wystawionych na sprzedaż papirusów zwalały z nóg, nie tylko wyglądem ale i ceną, która sięgała ponad 2000LE. Z drugiej strony wzory impresjonistyczne czy też współczesne u nas wywołały jedynie uśmiech na twarzy, bo co tu dużo opowiadać – wyglądały komicznie. My zakupiliśmy całkiem sympatyczny papirus przedstawiający drzewo życia i dwa kartusze z naszymi imionami, koszt po rabacie w przeliczeniu 26$. Opuszczamy instytut, po drodze jeszcze wizyta w aptece (ktoś prosił, bez związku z zemstą) i w kantorze. Powrót na statek, obiad a za oknem oddalająca się Świątynia Luksorska, ruszyliśmy bowiem w stronę Esny. 
Po obiedzie idziemy na pokład słoneczny. Słońce świetnie grzeje, można się poopalać. Co prawda chłodny lekki wiaterek mógł nieco przeszkadzać, było jednak całkiem przyjemnie. Sielanka nie trwała zbyt długo, po nieco ponad godzinie się zachmurzyło, trzeba było wrzucić coś cieplejszego a ostatecznie po popołudniowej herbatce daliśmy dyla do kabiny gdzie temperatura była dużo bardziej znośna. 
Ja zacząłem spisywać wrażenia, Gośka czytała a razem zerkaliśmy na przewijający się krajobraz. O 19 zapowiedziane poprzedniego dnia przez Ashrafa Cocktail Party, darmowe softdrinki i przedstawienie załogi naszego statku. Kolacja. Po kolacji wracamy do kabiny odsypiać zmęczenie, jeszcze przez chwile dobiegają do nas głośne, momentami bardzo głośne, przyśpiewki polskich współtowarzyszy podróży na temat Legii i białoczerwonych, prawie jak w domu ;-).

3 komentarze:

  1. Może i lepszy blog, bo to co napiszę na forum pewnie wywołałoby niezłą burzę ;->
    TUI ze względu na cenę było w pewnym momencie prawie 'elitarne' (tygodniowy rejs kosztował chyba więcej niż dwa tygodnie pobytu z innym biurem). Jak wspominam swój wyjazd sprzed sześciu lat, to teraz przecieram oczy ze zdumienia. Wtedy było 14 osób, NORMALNYCH pod każdym względem, nie było żadnych kłótni o kasę (fakt, mniejszą, napiwki wtedy 17€), do Abu Simbel Ashraf proponował nawet SAMOLOT ('tylko' dwa razy drożej ;) żadnych biesiad, przyśpiewek i knajpianych zwyczajów, pełna kultura (i zainteresowanie!) wycieczkowiczów na każdym kroku... Skoro teraz TUI spuściło z tonu, to z kim jeździć żeby nie trafić na takie towarzystwo? ;/
    Nie ma gwarancji, że przy jakimś wyjeździe znowu się nie trafi na grupę najlepszych sprzedawców, klientów, co tam jeszcze... Leciałam do Maroka z takimi - 'tankowanie' rozpoczęli już na pokładzie samolotu... ech.
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej wyjeżdżać samemu, masz gwarancję że spędzisz urlop w kulturalnym towarzystwie.Teraz nawet wysoka cena nie gwarantuje kultury jak sześć lat temu.Tylko "NORMALNI"=bogaci=kulturalni mogli sobie pozwolić na taki wyjazd.Trudne czasy nastały, ale pobyt sam na sam gwarantuje obcowanie z wysoką kulturą.

      Usuń
  2. Tu niestety było podobnie. Imprezki alkoholowe były prawie codziennie do późnych godzin nocnych. Nie wszyscy z tamtej grupy ale jednak znaczna część skupiała się bardzo na imprezowaniu. Bardzo prawdopodobne, że pojęcie "gwarantowany termin wycieczki" wiąże się z tym, że TUI ma jakieś planowane grupowe wyjazdy w tym terminie. I następnym razem chyba zaryzykuję i wybiorę termin niegwarantowany. Ja mimo wszystko wolałbym zdecydowanie zwiedzanie w mniejszej grupie. Kończę obrabiać dzień kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń