niedziela, 24 lutego 2013

Rejs po Nilu, dzień ósmy

21 lutego, czwartek, Luksor - Hurghada - Warszawa - Radom

No i przyszedł czas pożegnania z Nilem i Egiptem.... Wstajemy 5.15, śniadanie 5.30. Zbiórka wyjazdowa 6.30. Upychamy w walizkach ostatnie rzeczy, których nie spakowaliśmy poprzedniego dnia. Zdecydowanie cięższe od tych, które przywieźliśmy z Polski ;) Wystawiamy je na korytarz. Ja idę do recepcji zapłacić rachunek, za napoje i internet. Ashrafa już nie ma, wyjechał długo przed nami na lotnisko w Luksorze, żeby polecieć na urlop do domu w Aleksandrii. Przy recepcji czeka na nas inny przedstawiciel Travco, który ma nas eskortować w drodze na lotnisko. Odbieramy z recepcji lunchboxy i wodę. W środku gotowany kurczaczek, kanapki, owoce i oliwki. Całkiem w porzo. Bagażowi wynoszą klamoty, pilnujemy załadunku i ostatecznie sami pakujemy się do autokaru. Około 6.30 ruszamy w drogę do Hurghady. Tym razem wszystko dzieje się jakoś szybciej niż w przeciwną stronę, przed 11 meldujemy się na lotnisku w Hurghadzie. Całkiem sprawna i szybka odprawa i lądujemy za bramkami w strefie wolnocłowej. Hmm, kto był to wie... strefa wylotowa lotniska w Hurghadzie przypomina spory bazar. Przez chwilę odżyły wspomnienia Asuańskiego suku, które jednak szybko przeminęły gdy usłyszeliśmy ceny za niektóre towary. My w standardowym sklepie bezcłowym kupujemy litrowe ouzo (12$), kenijskie czarne herbaty (2$ paczka 25 tor.), herbatę miętową i komplet 4 małych ręczników (15$). W końcu siadamy na krzesełkach i oczekujemy na nasz lot planowany na 12.50. 
Oczekiwanie nieco się dłuży bo opóźniają się wcześniej planowane loty. Powodem zagubieni turyści lecący do Katowic i Niżnego Nowgorodu. O ile nasi spóźnialscy rodacy to tylko dwie dziewczyny, tak w grupie rosyjskiej spóźnialskich jest kilkanaście osób. A że jakoś obsługa lotniska nie chciała mieć ich na głowie to wywoływali do skutku. W końcu o 12.50 otwarto naszą bramkę, pakujemy się do autobusu i podjeżdżamy do samolotu. Hmm, coś tu nie gra.... miał być lot Enter Air a stoimy pod samolotem w barwach Small Planet. Wszystko jednak jest OK i zapraszają nas na pokład. Personel pokładowy i załoga witają nas w imieniu linii Enter Air. Dziwne to trochę ale co tam, przynajmniej będzie okazja przelecieć się Airbusem.
Startujemy. Poprosiliśmy o bilety po lewej stronie samolotu, żeby mieć szansę zobaczyć Kair i piramidy. Niestety, znów zakitrane chmurami. Lot minął w sumie spokojnie nie licząc dwugodzinnych turbulencji (oj wytrzęsło nas konkretnie :P) i małej kłótni jednego pasażera z obsługą, który przez turbulencje nie zdążył skorzystać z pokładowego duty free. Polak potrafi :)
Ok. 15 lądujemy na Okęciu. Brrr, śnieg i -4C. Szok termiczny. Na szczęście w miarę szybko dostajemy się do terminala, odprawa paszportowa i oczekiwanie na bagaże. Chyba najdłuższe w moim życiu.... Po ponad 30 minutach uzbrojeni w walizki i opatuleni wyciągniętymi z nich cieplejszymi ciuchami idziemy na dworzec kolejki. Wsiadamy do pociągu i jedziemy na Centralny. 18.50 mamy TLK do Radomia. Niecała godzinka czekania, nie jest źle. Kupujemy bilety z małym zamieszaniem, jeszcze wizyta w McDonald's i o 18.40 stajemy na peronie. Pociąg przyjeżdża punktualnie, wsiadamy i po raz pierwszy od ponad 12h mamy możliwość rozprostować nogi....
Za oknem tumany wzbijanego przez pociąg śniegu. W Radomiu jesteśmy o 21.20 czyli z 15 min. opóźnieniem. 10 min później daję się lizać Tofikowi, naszemu psu rasy mieszanej  ;)
Jesteśmy w domu.....

4 komentarze:

  1. Jak ja wam zazdroszczę :( czytałam opis waszej wyprawy.. i mi się przypomniała moja, aż mi się smutno zrobiło bo chciałabym lecieć do Egiptu :( bardzo tęsknię za tamtym klimatem :( Relacja z pobytu super! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przyjemnoscia przeczytalismy Wasza relacje z pobytu w Egipcie.Co prawda bylismy dwukrotnie w Luksorze i przymierzamy sie do rejsu po Nilu.Czytamy rozne kroniki z rejsow i czekamy na odpowiednia wene,ktora nas popchnie na ten rejs.Egipt poznalismy juz kilkakakrotnie,ale jest w nim cos takiego,ze w dalszym ciagu do siebie przyciaga. Jan i Walentyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna relacja, tą trase zwiedzałem z rodziną autokarem w 2007 roku, teraz powracam tym razem własnie rejsem. Jak z ładowaniem sprzetów na statku? ( aparat, komórki itd) i jakie ceny były za dostęp do sieci?

    OdpowiedzUsuń
  4. Z ładowaniem nie było problemów, na statku bezpośrednio można było się podłączyć do gniazdek bez jakichkolwiek przejściówek/adapterów. Jedyne co, to warto zabrać jakiś rozdzielacz bo były w kajucie tylko 2 dostępne gniazdka. Co do internetu, jak dobrze pamiętam to było chyba 15$ za dobę...

    OdpowiedzUsuń